sobota, 14 grudnia 2013

Manufaktura, fuszerka i akty wandalizmu, czyli idą święta


Wymieniona w tytule fuszerka padła w poprzednim poście, a to dlatego, że po jego opublikowaniu musiałam jeszcze coś poprawić i z nieznanych przyczyn w sposób zupełnie samowolny opublikował się on po raz drugi. Nazajutrz pojawiły się komentarze i pod jednym i pod drugim, więc musiałam jeden usunąć, a ponieważ nie czuję się z tego powodu jak przedszkolak dnia, dlatego serdecznie przepraszam Palmette, Edi B oraz Iwonę, że ich komentarze musiały zostać pochłonięte przez bezwzględną cyberprzestrzeń.



Przechodząc do treści merytorycznych żeby zainaugurować świąteczne klimaty zrobiłam tzw. rożek obfitości, bo święta są doskonałym pretekstem na tego typu ozdóbkę do kompletu z kartką. To prosta i wdzięczna praca, ale o ile kartka ciągnie jeszcze swój żywot to rożek został rozdarty na strzępy przez pewien zgrany duet czworonogów. Moje kalkulacje o rogu niosącym wszelką obfitość okazały się porażką tyle, że konsekwencje wobec wandali zostały wyciągnięte. Wielbiciele zwierząt niech będą spokojni, bo granaty nie zostały użyte, choć rozważałam taką opcję.  





Poza tym mój pierwszy wieniec zrobiony własnym sumptem. Wieniec jest ze styropianu, czyli  dość delikatny, więc żeby go wzmocnić zrobiłam mu całościowy opatrunek z gazy. Na gazę poszły koronki i trochę ozdóbek przy czym te typowo świąteczne można odłączyć i zrobić  wieniec z zupełnie innymi efektami w zależności od potrzeby, sezonu czy stanu ducha. Podobno profesjonalnie dokleja się elementy pistoletem i klejem na gorąco, ale ja nie posiadam ani jednego, ani drugiego, więc jak zawsze użyłam kleju Gutterman creativ. Jak dla mnie powinien nazywać się: klej, który być może i hipopotama by przykleił. 






 I jeszcze w zwartych szeregach wysyp kartek z aniołami.




I jeszcze kurs i tu zapnijcie pasy, bo to będzie średnio mądry kurs na najszybciej ozdobioną bombkę świata. Co roku marudzę, że nie zrobiłam bombki, bo nie bardzo umiem, bo nie zdążyłam, bo powinnam się w kwietniu tym zająć żeby do grudnia się wyrobić i takie tam, a ponieważ od zeszłego roku leży taka wielka, mało skomplikowana i samotna jak dziewczynka z zapałkami, że nawet kot nie wie co z nią począć to postanowiłam zrobić z nią cokolwiek. 

 Wycięłam kawałek koronkowej bluzki, która gryzła i drapała no i była ciut za mała. Owinęłam bombkę bardzo ściśle tym kawałkiem bluzki tu dodam, że bluzka była lekko elastyczna, więc było dość łatwo i wyszło takie coś podobne do szczypiora. Szczypior przycięłam i owinęłam gazą a obfitą talię bombki przepasałam złotą koronką.
 

Potem przypięłam gotową, starą kokardę, która też jakoś nie mogła znaleźć zastosowania, a która akurat  pasowała kolorystycznie. Chyba wygląda dość kiczowato, ale być może jednak kogoś zainspiruję. Największym walorem tej bombki jest to, że w przyszłym roku mogę ją bezwstydnie rozebrać do rosołu i odziać w inną kreację. Albo jeszcze w tym jak mnie, kto na odcisk nadepnie. 



I jeszcze prezent gwiazdkowy, którego by nie dało się ot tak po prostu wrzucić pod choinkę tym bardziej, że choinki nie będzie. Krzesła, które bardzo rozjaśniły nam pomieszczenie. Nie mogłoby by być lepszego.

Na koniec zamiast wielkiej mądrej myśli drugi wierszyk z cyklu -  jak wygrałam pled. Co prawda wnioskowała o niego tylko jedna osoba Ewelina, ale jak dla mnie rękawica został rzucona. Na szczęście będzie znacznie krócej.
 

Pledobranie

W pleda branie wejdźcie panie
każdy lenia w nim dostanie.
Pełny relaks, wolna głowa
stresy wręcz pod łóżko schowa.
W głowie radość nie zamęty,
życie zmniejszy swe zakręty.
No a jego tanie jego grzanie,
zwolni nawet przemijanie.